To pytanie zadał widocznemu na poniższym zdjęciu na pierwszym planie Mike'owi ten człowiek w szaliku widoczny na zdjęciu na planie drugim. A było to w marcu na dworcu w Patnie. Po najtańszej kolacji, jaką zjedliśmy w Indiach (10 Rupees), czekaliśmy na pociąg do New Jaipalguri, skąd mieliśmy dostać się do Darjeeling.
Do Patny rzadko przyjeżdżają biali. Chyba dlatego pan w szaliku był podekscytoway patrząc na takich dziwnych ludzi. Uśmiechał się. Mike zdjął buty, wyjął książkę (coś Johna Grishama). Hindus też zdjął klapki i usiadł tak, jak Mike. Zaglądał mu przez ramię do książki, w końcu nie wytrzymał i poprosił: Can I look? Yes, yes! Wziął z namaszczeniem książkę i, przyrzekam, tak było: odwrócił ją do góry nogami i kartkował, tak, jakby czytał. No a potem to już tylko padło to pytanie: Z której wioski jesteś, bracie?
Piękne.
Ale, ale - kim jest Mike? To taki chłopak z USA, spod Nowego Jorku dokładniej. Jechał z nami autobusem z Bodhgai. Mike ma kilku (ilu, Ed, pamiętasz?) braci. Wszyscy są malarzami pokojowymi, prowadzą rodzinny biznes. Na wizytówce firmowej jest takie zdjęcie: bracia mają długie włosy i brody, uśmiechają się. Coś tam & synowie company. Rodzice Mike'a to dawni hippisi. Nie posyłali swoich dzieci do szkoły, lecz praktykowali home-school. Na wiele różnych pytań dotyczących wiedzy ogólnej Mike odpowiada więc: "I don't know, you know, I didn't go to school...". Jak to?! - pytają wtedy wszyscy. Mike tłumaczy swoje "braki w wykształceniu" (to jego słowa) tym, że rodzice byli leniwi i często lekcje po prostu się nie odbywały.
Skarpetki Mike'a są nie do pary. A kiedy się zużywają, kupuje nowe, zakłada, a stare wyrzuca.
Mike przykłada do powiek ciepłe, mokre torebki herbaty - to mu dobrze robi.
Mike kupuje chipsy i coca-colę. Jest nieśmiały. Mike też dużo milczy (ale o tym Edek może powiedzieć coś więcej). Kiedy się denerwuje, cichutko pogwizduje. Acha, gra na jakimś instrumencie... Na perkusji?
środa, 30 lipca 2008
wtorek, 29 lipca 2008
Pop cultural set for girl and boy/Zestaw popkulturalny dla dziewczyny i chłopaka
Zestaw zmieścił się bąbelkowej kopercie A4: kilka płyt z muzyką pop (w tym "The confession Tour" Madonny na dwóch krążkach), cztery naszyjniki i cztery bransoletki na nogę (obowiązkowa biżuteria każdej hinduskiej kobiety), kosmetyczka w kolorze magenty [czytaj: madżęty], wisiorek w kształcie serca na niebieskiej wstążce
i elektroniczny zegarek-breloczek w kształcie kwiata. Justyna obiecała dołożyć jeszcze plakat z jakąś blondwłosą gwiazdą płci żeńskiej. Taką, która dobrze będzie wyglądała na ścianie nad łóżkiem chłopaka. Doda...? Tak, ona byłaby, niestety, przykładem tego, co lubimy w Polsce (choć niektórzy uważają ją za feministkę). W pewnych kręgach, oczywiście. Ale nie. Nie, nie, nie. Ona jest taka wyzywająca i na pewno pan Yadav nie pozwoli zawiesić jej na ścianie... Nad łóżkiem Gautama! Tak, właśnie tam. Bo Justyna poleciała dziś do Delhi. Spotka się tam z jego bratem Sanjayem, a potem, za jakiś tydzień, po cudach
w Agrze i po Shiva Cafe w Benares odwiedzi naszą ulubioną rodzinę.
I zamieszka w tym samym pokoju, w którym spałyśmy na drewnianych pryczach, i pozna Baby, która ją zagada i oczaruje, zawstydzi się odrobinę pod bacznym spojrzeniem pani mamy Yadav, rano zje chiapatti i pójdzie z Gautamem zobaczyć drzewo Buddy. Ale jej zazdroszczę.
Gautam otworzy kopertę i wyjmie z niej kilka obiecanych, wydrukowanych (!) fotek. Zobaczy też to zdjęcie. Tak bardzo, bardzo chciał je mieć. A jak się czegoś bardzo, bardzo chce, to się w końcu to dostaje.
PS Och, ale świnia ze mnie: muszę mu odpisać na tego esemesa z maja.
PS 2 Blogerka ze mnie też kiepska, okej, przyznaję. Ale dodanie u Ewy zobowiązuje, więc obiecuję poprawę. A także drobne przeformułowanie tematu. Coming soon!
i elektroniczny zegarek-breloczek w kształcie kwiata. Justyna obiecała dołożyć jeszcze plakat z jakąś blondwłosą gwiazdą płci żeńskiej. Taką, która dobrze będzie wyglądała na ścianie nad łóżkiem chłopaka. Doda...? Tak, ona byłaby, niestety, przykładem tego, co lubimy w Polsce (choć niektórzy uważają ją za feministkę). W pewnych kręgach, oczywiście. Ale nie. Nie, nie, nie. Ona jest taka wyzywająca i na pewno pan Yadav nie pozwoli zawiesić jej na ścianie... Nad łóżkiem Gautama! Tak, właśnie tam. Bo Justyna poleciała dziś do Delhi. Spotka się tam z jego bratem Sanjayem, a potem, za jakiś tydzień, po cudach
w Agrze i po Shiva Cafe w Benares odwiedzi naszą ulubioną rodzinę.
I zamieszka w tym samym pokoju, w którym spałyśmy na drewnianych pryczach, i pozna Baby, która ją zagada i oczaruje, zawstydzi się odrobinę pod bacznym spojrzeniem pani mamy Yadav, rano zje chiapatti i pójdzie z Gautamem zobaczyć drzewo Buddy. Ale jej zazdroszczę.
Gautam otworzy kopertę i wyjmie z niej kilka obiecanych, wydrukowanych (!) fotek. Zobaczy też to zdjęcie. Tak bardzo, bardzo chciał je mieć. A jak się czegoś bardzo, bardzo chce, to się w końcu to dostaje.
PS Och, ale świnia ze mnie: muszę mu odpisać na tego esemesa z maja.
PS 2 Blogerka ze mnie też kiepska, okej, przyznaję. Ale dodanie u Ewy zobowiązuje, więc obiecuję poprawę. A także drobne przeformułowanie tematu. Coming soon!
Subskrybuj:
Posty (Atom)