poniedziałek, 28 czerwca 2010

I love Michael Palin

Czas przyznać się publicznie: kocham kilka osób. A nawet kilkanaście być może. I nie mam tu na myśli rodziny ani tych bliskich osób, które to wiedzą. Kiedyś, kiedy pracowałam jako dziennikarka gazety codziennej, zakochiwałam się dość często w moich rozmówcach, w redaktorach naczelnych, prowadzących, albo (często) w redaktorach od kultury. Na studiach zakochiwałam się w wykładowcach i doktorantach. W zdecydowanej większości nikt poza mną i moją przyjaciółką nie wiedział oczywiście, że właśnie się zakochałam. Ale to było kiedyś. Dziś ci, w których się zakochuję – mam na myśli mężczyzn – dowiadują się o tym. Ale nie zawsze. Np. taki Michael Palin jeszcze nic nie wie.



A taką podobną do zakochania fascynację poczułam, kiedy szukając wakacyjnej destynacji wzięłam do ręki jego właśnie wznowioną książkę "W 80 dni dookoła świata". Książka pierwszy raz ukazała się w 1998 roku. Palin przyjął propozycję BBC i postanowił objechać świat w 80 dni, tak jak ponad sto lat przed nim Phileas Fogg, bohater słynnej powieści Juliusza Verne'a.



Nie mógł oczywiście nie przejechać przez Indie. Literacki bohater Verne'a przywiózł z Indii piękną Hinduskę. Palin nikogo nie przywiózł, ale za to napisał tę fascynującą i zabawną książkę. Bardzo bym chciała tak objechać świat. Dodajmy, że Palin miał jeden warunek: nie mógł korzystać z samolotów podczas tej podróży.


Na tym zdjęciu może i wcale nie wygląda uwodząco, raczej może jak radosny starszy pan. Lepiej jest poniżej:

A tu to już w ogóle OK:

Fot. http://palinstravels.co.uk

Szczerze mówiąc, kiedy go pierwszy raz zobaczyłam na zdjęciach, pomyślałam: o! jaki przystojny! Potem zaczęło mi się wydawać, że go skądś znam. A potem się okazało, że rzeczywiście znam. Może nie dokładnie jego twarz, ale jego styl. Michael Palin to po prostu Latający Cyrk Monty Pythona. To on jest autorem większości tekstów do tych absurdalnych i dla niektórych kontrowersyjnych żartów. A co może powstać, kiedy ktoś z takim dystansem do siebie i do rzeczywistości wyrusza w świat? Książki i reportaże. A co może się stać, gdy taki ktoś dociera do Indii? Chcę go natychmiast poznać!

Posłuchajcie rozmowy z Palinem, który był gościem Onetu (shit, nic nie wiedziałam!). U mnie ta rozmowa się niestety nie otwiera, więc może ktoś mi powie, co Michael mówi?

I jeszcze próbka umiejętności Palina jako autora tekstów i aktora w: Sens życia według Monty Pythona. Cud narodzin:


PS W podróż dookoła świata raczej nie pojadę – nie mam aż 80 dni, mam tylko 38. Też dobrze.

niedziela, 13 czerwca 2010

Books about India review/Moda na Indie

Subiektywny przegląd książek o Indiach

Znalazłam w końcu chwilę i wybrałam się na rajd po Empiku i Trafficu. I świetnie, bo wygląda na to, że w literaturze współcześnie wydawanej zapanowała moda na Indie. To chyba tylko odzwierciedlenie ogólnego parcia na Indie. I bardzo dobrze - niech jak najwięcej ludzi pozna ich cudowny słodko-gorzko-odurzający smak. Rynek książek się chyba powoli nasyca tematem, co nie znaczy, że literatura ukazuje już pełne spektrum tematów indyjskich. Tak nie jest i długo jeszcze nie będzie. Ale to co, znalazłam w księgarniach daje pewien obraz. W większości są to relacje turystyczne mniej lub bardziej zgrabnie fabularyzowane.

Zacznijmy od pana od Białego tygrysa.
Już dobre kilkanaście miesięcy na rynku jest jego druga książka pt. Między zabójstwami (Prószyński). A w niej znowu współczesne Indie, znowu zbrodnie (tym razem takie, o których słyszał cały świat) i nierówności społeczne. Książka ma ciekawy układ opowiadań, które - wiele na to wskazuje - tworzą fabułę. Książka laureata literackiej nagrody Booker Prize z 2008 roku co prawda nie zebrała tym razem najlepszych recenzji krytyków, albo pzynajmniej mi nie wydają się one zbyt dobre, to jest zapewne celnym obrazem wielokulturowości Indii. Zarzut wobec Adigi jest taki sam, jaki był przy Białym tygrysie - że bogaty i wykształcony facet, który połowę życia spędził podróżując po świecie, gówno wie o tym, czym żyje małe miasteczko gdzieś w głębi Indii. Recenzję (zdawkową) tej książki można przeczytać tu.

Całkiem niedawno natomiast ukazało się wznowienie powieści Arundhati Roy Bóg rzeczy małych (Zysk i S-ka).
Ta książka także była wyróżniona nagrodą Booker Prize w 1998 roku. Historia miłosna, liryczna, odważna, łamiąca wiele społecznych tabu. Klasyczna historia miłości na przekór podziałom społecznym, uwspółcześniona wersja... (Romea i Julii) - czytamy opinię Vogue na stronie wydawnictwa oraz w notce na ostaniej okładce książki. Może być ciekawie.

Ciekawie na pewno jest w Młodości stulatka Mircei Eliadego. To także nie supernowość, ale dla mnie zapowiada się ekscytująco. Jeśli tylko stylem i poziomem przekazywanych emocji choć trochę przypomina inną na wskroś indyjską powieść Eliadego - Majtreji. Choć tylko część fabuły Młodości... rozgrywa się w Indiach, to sięgnę po nią wkrótce na pewno. Na podstawie książki powstał film pod tym samym tytułem, jednak znaleźć go można w kategorii thriller (co dla mnie nie stanowi zachęty).

A tę książkę napisał Polak, młody chłopak. To znaczy jego głos w radiowej Trójce bardzo młodo brzmi.

Tomek Michniewicz wydał niedawno książkę Samsara. Na drogach, których nie ma. To opowieść o otwartości na świat i ludzi, podążaniu własną ścieżką, samotności podróżnika. Dziennikarz przejechał Azję, w tym oczywiście Indie. Kilka fragmentów książki można przeczytać na stronie wydawnictwa Otwarte.

I znowu dziennikarz. Kilka lat temu hiszpański redaktor Jaume Sanllorente jadąc na wakacje do Indii nie przypuszczał, że ta podróż zmieni jego życie. A przecież to takie oczywiste - że Indie zmieniają życie. Będąc w Bomabaju tafił na likwidację sierocińca. Wszystkie mieszkające tam dotychczas dzieci miały pójść mieszkać na ulicę, a w konsekwencji stoczyć się społecznie i zmarnować swe istnienie. Jaume zdecydował, że nie może na to pozwolić i założył organizację o nazwie Uśmiechy Bombaju. Taki też tytuł nosi jego książka-relacja z powstawania organizacji. Bardzo zacne to dzieło - to, co zrobił, jak i książka. Bo jak wiadomo założenie organizacji w Indiach nie jest prostą sprawą. Pietrzą się formalności, absurdalne przeszkody, urzędnicy odsyłają do siebie nawzajem, a jeśli jesteś obcokrajowcem, to musisz zapłacić prawdopodobnie dużo więcej niż Indus, w dodatku wszyscy zakładają, że pieniądze to dla ciebie no problem. Bardzo podziwiam Jaume'a, naprawdę, i chylę czoła. I przypomina mi się też pewien chłopak, którego poznałam w Biharze, fizjoterapeuta, który jeździł do wiosek rehabilitować dzieci z powykrzywianymi kończynami na skutek braku szczepionek przeciw polio. Dostałam od niego kilkanaście wiadomości, w których prosił o pieniądze, m.in. na benzynę do motoru, którym dojeżdżał do wiosek. Nie miał jednak konta bankowego - z powodu jakichś przeszkód biurokratycznych właśnie, a więc nie bardzo mogłam mu pomóc. A szczerze mówiąc to nie miałam pewności co do jego rzetelności, nie wiem, dlaczego, bo naprawdę nie mogłam mu nic zarzucić w tym, co robił dla tych chorych dzieci. Jakaś irracjonalna obawa i intuicyjna nieufność spowodowała, że jednak nie chciałąm mu pomóc. Tak było właśnie. Dlatego - być może trochę w ramach zmniejszenia mojego dysonansu i wyrzutów sumienia - tak się zachwycam tą ideą organizacji i napisanej o tym książki. No ale trudno się przecież nie zachwycać kimś, kto robi coś dobrego. *

I na koniec jeszcze perełka - książka napisana stylem, który bardzo lubię - bez zadęcia i patetycznej wzniosłości, ale prześmiewczo i przez to zabawnie i z dużym dystansem do siebie.
Wydana przez wydawnictwo Zysk i S-ka książka Lucy Edge Najgorsza w szkole jogi to historia autorki, która po dziesięciu latach spędzonych na pracy w agencjach reklamowych i piciu drinków ma już dość układania sloganów do reklam margaryny i postanawia poszukać innej drogi życiowej. Chce odzyskać duchowy spokój i kosmiczną szczęśliwość w harmonii z samą sobą i innymi. W opisie wydawcy czytamy: Marzy jej się zostanie boginią jogi, ucieleśnieniem kobiecej doskonałości - spokojnej, spełnionej, czułej. A przy okazji z ciałem jak precel - pozbawionym tłuszczu, giętkim i silnym. Jednak to, co znajduje po dotarciu do Indii, przerasta najśmielsze wyobrażenia. Wszechobecna obsesja samodoskonalenia, płytkie oświecenie, blichtr i pozory. Zachwycające są jedynie Indie same w sobie. (...) Najgorsza w szkole jogi to emocjonujący dziennik z podróży, zabawna historia o poszukiwaniu sensu życia na Dalekim Wschodzie, o uprawianiu jogi i o miłości do Indii. Przezabawne poszukiwanie sensu życia zmienia się w pełne radości odkrywanie Indii.
A więc kolejna kobieta, która w dość niekontrolowany sposób zakochała się w Indiach. Badzo fajnie, że to nie jest śplepa miłość.


* Wcale nie przeczytałam książki "Jak
rozmawiać o książkacha, których się nie czytało?"
. Ani żadnej z polecanych jeszcze nie przeczytałam. Jak się znam, zacznę od zakupu tej ostatniej. A na razie zakupiłam coś, na co polowałam od dawna, i nie jest to nowość: