Subiektywny przegląd książek o Indiach
Znalazłam w końcu chwilę i wybrałam się na rajd po Empiku i Trafficu. I świetnie, bo wygląda na to, że w literaturze współcześnie wydawanej zapanowała moda na Indie. To chyba tylko odzwierciedlenie ogólnego parcia na Indie. I bardzo dobrze - niech jak najwięcej ludzi pozna ich cudowny słodko-gorzko-odurzający smak. Rynek książek się chyba powoli nasyca tematem, co nie znaczy, że literatura ukazuje już pełne spektrum tematów indyjskich. Tak nie jest i długo jeszcze nie będzie. Ale to co, znalazłam w księgarniach daje pewien obraz. W większości są to relacje turystyczne mniej lub bardziej zgrabnie fabularyzowane.
Zacznijmy od pana od Białego tygrysa.
Już dobre kilkanaście miesięcy na rynku jest jego druga książka pt. Między zabójstwami (Prószyński). A w niej znowu współczesne Indie, znowu zbrodnie (tym razem takie, o których słyszał cały świat) i nierówności społeczne. Książka ma ciekawy układ opowiadań, które - wiele na to wskazuje - tworzą fabułę. Książka laureata literackiej nagrody Booker Prize z 2008 roku co prawda nie zebrała tym razem najlepszych recenzji krytyków, albo pzynajmniej mi nie wydają się one zbyt dobre, to jest zapewne celnym obrazem wielokulturowości Indii. Zarzut wobec Adigi jest taki sam, jaki był przy Białym tygrysie - że bogaty i wykształcony facet, który połowę życia spędził podróżując po świecie, gówno wie o tym, czym żyje małe miasteczko gdzieś w głębi Indii. Recenzję (zdawkową) tej książki można przeczytać tu.
Całkiem niedawno natomiast ukazało się wznowienie powieści Arundhati Roy Bóg rzeczy małych (Zysk i S-ka).
Ta książka także była wyróżniona nagrodą Booker Prize w 1998 roku. Historia miłosna, liryczna, odważna, łamiąca wiele społecznych tabu. Klasyczna historia miłości na przekór podziałom społecznym, uwspółcześniona wersja... (Romea i Julii) - czytamy opinię Vogue na stronie wydawnictwa oraz w notce na ostaniej okładce książki. Może być ciekawie.
Ciekawie na pewno jest w Młodości stulatka Mircei Eliadego. To także nie supernowość, ale dla mnie zapowiada się ekscytująco. Jeśli tylko stylem i poziomem przekazywanych emocji choć trochę przypomina inną na wskroś indyjską powieść Eliadego - Majtreji. Choć tylko część fabuły Młodości... rozgrywa się w Indiach, to sięgnę po nią wkrótce na pewno. Na podstawie książki powstał film pod tym samym tytułem, jednak znaleźć go można w kategorii thriller (co dla mnie nie stanowi zachęty).
A tę książkę napisał Polak, młody chłopak. To znaczy jego głos w radiowej Trójce bardzo młodo brzmi.
Tomek Michniewicz wydał niedawno książkę Samsara. Na drogach, których nie ma. To opowieść o otwartości na świat i ludzi, podążaniu własną ścieżką, samotności podróżnika. Dziennikarz przejechał Azję, w tym oczywiście Indie. Kilka fragmentów książki można przeczytać na stronie wydawnictwa Otwarte.
I znowu dziennikarz. Kilka lat temu hiszpański redaktor Jaume Sanllorente jadąc na wakacje do Indii nie przypuszczał, że ta podróż zmieni jego życie. A przecież to takie oczywiste - że Indie zmieniają życie. Będąc w Bomabaju tafił na likwidację sierocińca. Wszystkie mieszkające tam dotychczas dzieci miały pójść mieszkać na ulicę, a w konsekwencji stoczyć się społecznie i zmarnować swe istnienie. Jaume zdecydował, że nie może na to pozwolić i założył organizację o nazwie Uśmiechy Bombaju. Taki też tytuł nosi jego książka-relacja z powstawania organizacji. Bardzo zacne to dzieło - to, co zrobił, jak i książka. Bo jak wiadomo założenie organizacji w Indiach nie jest prostą sprawą. Pietrzą się formalności, absurdalne przeszkody, urzędnicy odsyłają do siebie nawzajem, a jeśli jesteś obcokrajowcem, to musisz zapłacić prawdopodobnie dużo więcej niż Indus, w dodatku wszyscy zakładają, że pieniądze to dla ciebie no problem. Bardzo podziwiam Jaume'a, naprawdę, i chylę czoła. I przypomina mi się też pewien chłopak, którego poznałam w Biharze, fizjoterapeuta, który jeździł do wiosek rehabilitować dzieci z powykrzywianymi kończynami na skutek braku szczepionek przeciw polio. Dostałam od niego kilkanaście wiadomości, w których prosił o pieniądze, m.in. na benzynę do motoru, którym dojeżdżał do wiosek. Nie miał jednak konta bankowego - z powodu jakichś przeszkód biurokratycznych właśnie, a więc nie bardzo mogłam mu pomóc. A szczerze mówiąc to nie miałam pewności co do jego rzetelności, nie wiem, dlaczego, bo naprawdę nie mogłam mu nic zarzucić w tym, co robił dla tych chorych dzieci. Jakaś irracjonalna obawa i intuicyjna nieufność spowodowała, że jednak nie chciałąm mu pomóc. Tak było właśnie. Dlatego - być może trochę w ramach zmniejszenia mojego dysonansu i wyrzutów sumienia - tak się zachwycam tą ideą organizacji i napisanej o tym książki. No ale trudno się przecież nie zachwycać kimś, kto robi coś dobrego. *
I na koniec jeszcze perełka - książka napisana stylem, który bardzo lubię - bez zadęcia i patetycznej wzniosłości, ale prześmiewczo i przez to zabawnie i z dużym dystansem do siebie.
Wydana przez wydawnictwo Zysk i S-ka książka Lucy Edge Najgorsza w szkole jogi to historia autorki, która po dziesięciu latach spędzonych na pracy w agencjach reklamowych i piciu drinków ma już dość układania sloganów do reklam margaryny i postanawia poszukać innej drogi życiowej. Chce odzyskać duchowy spokój i kosmiczną szczęśliwość w harmonii z samą sobą i innymi. W opisie wydawcy czytamy: Marzy jej się zostanie boginią jogi, ucieleśnieniem kobiecej doskonałości - spokojnej, spełnionej, czułej. A przy okazji z ciałem jak precel - pozbawionym tłuszczu, giętkim i silnym. Jednak to, co znajduje po dotarciu do Indii, przerasta najśmielsze wyobrażenia. Wszechobecna obsesja samodoskonalenia, płytkie oświecenie, blichtr i pozory. Zachwycające są jedynie Indie same w sobie. (...) Najgorsza w szkole jogi to emocjonujący dziennik z podróży, zabawna historia o poszukiwaniu sensu życia na Dalekim Wschodzie, o uprawianiu jogi i o miłości do Indii. Przezabawne poszukiwanie sensu życia zmienia się w pełne radości odkrywanie Indii.
A więc kolejna kobieta, która w dość niekontrolowany sposób zakochała się w Indiach. Badzo fajnie, że to nie jest śplepa miłość.
* Wcale nie przeczytałam książki "Jak
rozmawiać o książkacha, których się nie czytało?". Ani żadnej z polecanych jeszcze nie przeczytałam. Jak się znam, zacznę od zakupu tej ostatniej. A na razie zakupiłam coś, na co polowałam od dawna, i nie jest to nowość:
9 komentarzy:
"Młodość stulatka" czytałam i polecam, choć samych Indii jest tam niewiele.
http://matyldabo.blogspot.com/2008/08/modo-stulatka.html
A na "Strach przed lataniem: od dawna poluję. :)
moze i malo indii, ale autor zacny. indolog:)
Jong chetnie pozycze, jak przeczytam:)
O propozycji będę pamiętać. :)
zaczyna sie wymownie, wiec przewiduje, ze pojdzie mi szybko: narratorka leci na konferencje psychologiczna samolotem wypelnionym psychoanalitykami. u czesci z nich przechodzila psychoanalize;) dobry poczatek;)
agness/n/log
kochana agu, ja z innej beczki - przeniosłam się z bloxa na bloggera - i nie mam pojęcia, gdzie (i jak) wstawić linki czytanych/podglądanych blogów! pomóż i oświeć! nie wiem też, gdzie i jak sprawdza się statystyki - a wiadomo, że statystyki podkręcają piszącego! daj znać! ew madru
Ev, to wszystko ustawia sie na pulpicie nawigacyjnym w konfiguracji linkow - musisz sie zalogowac, oczywiscie.
a statystyk nie ogladam, bo nie chce sie denerwowac, ze moj blog jest tak malo popularny;-)
Cieszy to z jednej strony, bo fajnie, ze ludzie wychodza, chocby literacko, poza swoje podworko. Ale napisalas wlasnie, ze to "moda" na Indie. A moda, jak wiadomo, przemija, i co zostanie? Ile jest w Polsce wydanych pozycji z klasyki XX-wiecznej literatury indyjskiej (nie mowiac juz o starszej)? Czy mozna poczytac Tagore'a po polsku? A Vikrama Chandre, Setha, Pankaja Mishre, Kirana Nagarkara, R.K. Narayana? Nazwiska sie mnoza, ale prozno ich szukac w polskich ksiegarniach (poza nielicznymi wyjatkami). Nawet jak ktos kiedys zostal wydany, to naklad zostal wyczerpany i ksiazki trzeba szukac w antykwariatach lub na Allegro. Mam nadzieje, ze polscy wydawcy beda tez wydawac ksiazki o Indiach starsze niz 5-10 lat...
Tylko tego ostatniego, Chihiro. Niestety, nawet w bibliotekach polki z literatura indyjska sa bardzo skromne, jesli w ogole sa.
A moda chyba dotyczy bardziej wlasnie takiego podrozniczego ujecia - pojechac, zobaczyc , doswiadczyc, przezyc i OPISAC. Nie ma w tym nic zlego przeciez. tylko wlasnie ja sie ciagle troche irytuje, ze obraz jest taki klasyczno-wzruszajacy - tak bym to nazwala. Ludzi szokuje ta bieda i bezdomni na ulicach i trad i jednak egzotyka zaskakuje. To dobrze, ze jestesmy wrazliwi, ale przeciez bezdomnych i chorych na ulicach ma kazde wieksze miasto, z kloszardmi paryskimi na czele. I na tych wrazeniach przewaznie sie w literaturze podorzniczej konczy. Rzadko komus chce sie podrazyc, postudiowac, poczytac. A szkoda.
Wielka szkoda. Ma wrazenie, ze w literaturze podrozniczej obecnej na polskim rynku sporo jest ksiazek dla tych, ktorzy do Indii jada po raz pierwszy. Malo jest takich, ktore temat Indii, kultury, mentalnosci, tradycji zglebiaja, ktore sa przeznaczone dla czytelnikow, ktorzy stosunkowo dobrze znaja ten kraj, albo ktorzy byli tam i nie maja ochoty czytac o cudzych wrazeniach z wizyty w tym kraju, a pragna poznac ten kraj lepiej. Ja bardzo sobie cenie "Being Indian" Pavana K. Varmy, ale jest tez tutaj w Anglii bardzo wiele ksiazek na temat tego kraju, ktore wlasnie nie beda patrzyly na Indie przez pryzmat turystycznej ciekawostki.
Smutne, ze literatura indyjska nie jest tlumaczona w szerszym zakresie. Wydaje mi sie, ze wydawcy dochodza czasem do wniosku (jesli w ogole zastanawiaja sie na ten temat), ze kto jedzie do Indii zna angielski i moze sobie wszystko przeczytac w oryginale.
Prześlij komentarz