poniedziałek, 8 marca 2010

Prezent na Dzien Kobiet/Womens Day

Dziewczyny z Karnataki. Dwie godziny targowania, ale warto bylo: kupilam od nich prezent dla mojego taty - praktyczny - taki, jak wlasnie lubi. Zeby nie wydawac pieniedzy na zbedne luksusy, tylko zbierac na mieszkanie.


A Bob Marley jednak wciaz tu kroluje. Morze Arabskie jest najcieplejsze ze wszystkich, ktore widzialam. Sensacje na plazy budzi moj kolor skory, a kraj, ktory nazywa sie Poland, w Palolem nie jest raczej znany. Polacy jezdza do polnocnych, zatloczonych kurorcikow. Tutaj jest blogo i spokojnie. Spimy dzis w chatce na plazy za 400 rupii (zeby juz nie czuc sie jak bialy turysta, ktory spi w najdrozszym hotelu w miescie. A takim okazal sie naz Guesthouse, ktorego taksiarz odebral nas z lotniska. Katolicki taksiarz - na lusterku dyndal podczas jazdy drewniany rozaniec. A z okien chatki pod palma kokosowa widac morze. Wieje. Komara slyszalam wczoraj tylko raz. To jest jednak raj. Mam taki prezent: raj na dzien kobiet. To zadziwiajace, ze poprzednia podroz skonczyla sie wlasnie w dzien kobiet, a ta tego dnia sie na dobre zaczela. Takie kontinuum. 

Kobiety, ktore spotkalam na plazy, nie wiedza, co to za dzien. Bardzo sie tez zdziwily, kiedy spytalam, ile ich rodzice zaplacili rodzicom meza, zeby one mogly wyjsc za maz. Otoz w Karnatace placi maz rodzinie zony. Ha! Co nie znaczy oczywiscie, ze nie jest tez odwrotnie - o czym pisalam kilka postow wczesniej.


Kobietom tu zagladajacym zycze, by nie musialy walczyc o podstawy. A propos - ciekawa jestem, jak sie udaly wczorajsze polskie manify.

3 komentarze:

matylda_ab pisze...

Czyli Ty już na innym kontynencie. ;) Ech, plaża..... a u nas za oknem znowu zima szaleje.

Anonimowy pisze...

zima zła

BLUE pisze...

zimo precz!!!