sobota, 18 października 2008
Angel from Bodhgaya
Wczoraj z dalekiej Bodhgai, dzielnie transportowana przez Justynę, przyjechała do Warszawy paczka. Dodajmy, że zanim tu dotarła, przeżyła wiele przygód. Latała tanimi idyjskimi liniami lotniczymi, podróżowała pociągami z karaluchami wielkości myszy, przejechała południowe Indie, była w Kerali, na Goa. Paczka od Gautama.
Piękny, wymoszczony błękitnym jedwabiem portfelik z wyhaftowaną cekinami i koralikami mandalą. A w środku kilkanaście nie tylko typical Indian powodów do wzruszeń: figurki Buddy, korale ofiarne, obrazek Buddy w złotych ramkach, wisiorek z literą A. Te korale kiedyś razem oglądaliśmy. A z portfelikiem wiąże się historia: pewnego razu rozpruła mi się torba. Kiedy spytałam, gdzie jest krawiec, który mógłby mi ją zszyć, albo czy ma w domu igłę i nitkę, to zszyję sama, Gautam torbę zabrał i powiedział, że jutro będzie gotowa. Za naprawę zapłacił krawcowi z kieszonkowego. Absolutnie nie chciał zwrotu pieniędzy. Portfelik jest bardzo podobny do tej torby.
W portfeliku jest też kilka przedmiotów potwierdzających trwanie fascynacji Gautama Zachodem. Np. te bransoletki z nadrukiem flagi amerykańskiej. To dla niego ważne przedmioty. Fakt, że nam (są dwie) je daje, to wielki gest i chyba należy go traktować tak, jakby się oddawało komuś jedną z ukochanych książek.
I coś, co zupełnie mnie zbiło z tropu, nie wiem, co mam o tym myśleć: aniołek. Taki, mały, biały, ze skrzydłami, jakiego wiesza się na choince.
Jestem rozanielona.
Shukriya/Thanks
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz