Podobno Indie inspirują i dziwią, irytują i męczą. Miejscowi do perfekcji opanowali sztukę (a raczej sztuczkę) oszukiwanie turystów, a bilety na pociągi można rezerwowac tylko przez Internet i tylko przez kilka godzin dziennie. Znajomy opowiedział mi historię o samotnej podróżniczce, obok której usiadł w autobusie Hindus. I złapał ją za cycka. I nie chciał puscic. I bardzo się smiał...
Ot, taka anegdotka na dobry początek. A nadejdzie on już niebawem. Bo 10 lutego.
:)
A to tytułowe zdjęcie zrobiłam w hinduskiej dzielnicy w Paryżu podczas swięta na czesc Ganeshy, patrona marketingowców, sklepikarzy i złodziei, boga mądrości, sprytu, obfitości, dobrobytu i szczęścia. Hindusi wierzą, że to on stawia na drodze człowieka przeszkody i sprawdza, czy spróbuje je pokonac, czy też podda się.
Ganesha ma głowę słonia, cztery ręce i wygląda tak:
Zdjęcie też z Paryża. Co prawda nie zweryfikujemy, jak wygląda parada Ganeshy u prawdziwych Hindusów i czy jest bardziej efektowna od tej organizowanej przez emigrantów we Francji, bo czci się go na przełomie sierpnia i wrzesnia. A wtedy klimat w Indiach jest dla zwykłego Europejczyka po prostu nie do zniesiania. Ale na pewno jakies zdjęcia bożka z głową słonia zrobimy:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz