W Bibliotece Jagiellońskiej przyjemnie się śpi. Jest chłodno, panie szatniarki są miłe, poruszają się delikatnie i bezszelestnie i cicho mówią. Zaglądną do wózka, pobujają, jak zajdzie potrzeba, przyłożą palec do ust w geście "ciii! tu dziecko śpi!". A mama spokojnie będzie mogła realizować swe naukowe zapędy. Mój wykład podczas Dni Indyjskich spodobał się chyba, bo już wkrótce jego tekst będzie do przeczytania na stronie Centrum Studiów Polska-Azja. Indolodzy i orientaliści to publika wymagająca - szczegóły warto zawsze dopracować, należy też być odpornym na miażdżącą krytykę. Indolodzy mają na szczęście poczucie humoru - w końcu Indiami się przecież interesują i nieobce są im ich absurdy. Jeśli mówimy o absurdach to chciałabym tu przytoczyć kilka przysłów indyjskich z książki "Mądrości z palmowego liścia" (Wiedza Powszechna, Warszawa 1959). Niektóre z nich są dla mnie jeśli nie dziwne to mało jasne. Gdyby ktoś zechciał mi rozjaśnić ich sens, to bardzo proszę:
* Nie zaczynaj dnia od picia octu.
* Niezadowolenie jest podstawą szczęścia.
* Co zawiniły wrony, gdy ryż pożrą gęsi?
* Za kimże gonisz, o serce? Czy nie wiesz, że umiłowany w twej własnej przebywa głębi?
* Tam wybuch, a tu słychać.
* Lepiej, żeby dziecko umarło, niż dobre obyczaje.
* Bije córkę, żeby zranić zięcia.
* Zatrute potrawy,
ząb dziurawy,
i złego ministra:
precz! I spokój.
* Nie ucz starca, jak jeść banany.