czwartek, 13 marca 2008

Benares. Holy city



SADHU = Holy Man = prosty, dazacy do celu.
Sadhu zyje w skrajnej ascezie, ma tylko to, co na sobie, je to, co dostanie od innych. Ubrany jest w zolto-czerwone oznaczajace swietosc szaty.
Nocna podroz pociagiem (niezawodny sleeper) z Agry do Benares spedzilysmy w towarzystwie dwoch takich Sadhu. Po prostu siedzieli i patrzyli. Ale jak patrzyli. Nie tam zeby od razu przeszywajaco. Ale jakos tak przenikliwie. Niewerbalne proby porozumienia, gesty - o nie. Wcale nie probowali nawiazac rozmowy. Tylko sobie patrzyli. Zmeczeni, ale wypoczeci. Brudni, ale czysci. W malych tobolkach mieli jakies rzeczy. To byly bardzo male tobolki.

Rzeczy. W Indiach nie sa wazne. Potrzebne jest tylko to, co jest potrzebne. Kawalek materialu na sari, miska ryzu, kadzidelko i kwiaty. Koraliki mozesz zalozyc na reke lub szyje, jesli sie pomodlisz w swiatyni i pomozesz biednemu. A jesli nie masz gdzie wrocic, wystarczy wiekszy kawalek materialu i kije.





Zanim swieta rzeka Ganges przyjmie twoje swiatelko, pomysl zyczenie, popros. Pomyslalam.

Brak komentarzy: