poniedziałek, 1 marca 2010

Indian paradise pilgrimage/Pielgrzymka do raju

Oczekiwanie na wizę jest takie emocjonujące.
Bardzo uprzejmy i uśmiechnięty pan w konsulacie indyjskim ubrany w pasiastą koszulę powiedział, że 5 dni przed wylotem it is a little bit to late. Ale uśmiechnął się tajemniczo, kiedy odpowiedziałam na jego pytanie o cel podróży.
No bo jadę do raju. Takiego utraconego trochę co prawda, ale zawsze to jakiś posmak raju chociaż. Hipisi już dawno stamtąd odjechali, a ci co zostali, mają teraz swoje guest house'y. House oraz trance to także słowa najlepiej (niestety) określające typ muzyki jaka obecnie króluje w tym raju. A kiedyś królował tu Bob Marley.

Zacznę od najpiękniejszego zakątka, malowniczej i jeszcze miejscami podobno dzikiej plaży Palolem. Spełnię moje małe marzenie: popływam z delfinami!
O ile dostanę wizę.

A potem razem z moim travel partnerem ruszymy w głąb. Bardzo ciekawią mnie portugalskie pozostałości kolonizatorskie, podejrzewam też, że ciekawym doznaniem może być obcowanie z katolickimi kościołami z XVI wieku w hinduskim jednak wydaniu. W Old Goa jest najwięcej w katolickich świątyń w całych Indiach. To jedyny taki zakątek. Ciekawe, czy będę sie czuła jak na wielkopostnej, indyjskiej pielgrzymce?

A potem - zobaczymy. Zrealizować chcę kilka planów - fotograficznych i - powiedzmy - socjologicznych. Odwiedzę znajomego - mamy trochę do porozmawiania. No i pójdę do wróża. Mam nadzieję, że nie złapie ani malarii ani dengi - co, przyznaję, napawa mnie lekkim strachem. Jutro łykam Arechin. Na miejscu kupię Malarone – w razie czego, choć mam wielką nadzieję, że się nie przyda. Na oficjalnych stronach o malarii (www.malariasite.com) władze Goa zalecają profilaktykę, ludzie, którzy tam byli ostatnio twierdzą, że na Goa nie ma malarii.

Malarię do Europy przywieziono ostatni raz w 2007 roku. A właściwie tylko z tego roku udało mi się znaleźć dane. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że od 4 lat nikt nic nie przywiózł. Na tej liście nie ma Polaków ani Polek. Co nie znaczy, że nie muszę łykać tego świństwa. Wolę, mimo wszystko chyba, mieć jako taki komfort. Tak, jestem przewrażliwiona. Trochę tylko. No dobrze - więcej niż trochę.


Fot. Bez związku z tekstem. Obrazuje może tylko to, że dużo pracuję, żeby zdążyć ze wszystkim przed wyjazdem.

No i na jogę czasu już chyba tam nie starczy, ale za to na pewno znajdę go trochę na zakupy. Właśnie, czy komuś coś przywieźć? A może kartkę?

3 komentarze:

matylda_ab pisze...

Łał. ;)) Będę czekała na Twoje wrażenia i relacje. I oby żadna malaria, ani inne świństwo nie przyplątało się! Życzę udanej podróży. A na kartkę z podróży, to ja chętnie zapiszę się. ;) Mogę?

BLUE pisze...

Oczywiście, Matyldo, prześlij adres:)

Logos Amicus pisze...

Udanej podróży życzę!
I ciekaw jestem bardzo sesji zdjęciowych :)

PS. Mam nadzieję, że południe Indii na mnie poczeka... Na razie musiał mi wystarczyć miesiąc wałęsania się po północy tego kraju ;) )
Bez wątpienia, to najbardziej niezwykłe/niesamowite miejsce na naszej planecie. Przynajmniej dla mnie.