poniedziałek, 28 grudnia 2009

Weekend in Bombay



Prezent gwiazdkowy. Weekend in Bombay.
Rytmiczne pulsowanie największego indyjskiego miasta towarzyszyło nam w samochodzie podczas wypraw na mazowieckie pola. Płyta nr 1: Saturday. Sobota kipi energią, jeszcze to i to, i Colaba i pociąg podmiejski i już jest wieczór i modny klub i noc pachnie Armanim a nie kadzidełkami i kwiatami.

Płyta nr 2: Sunday. Spokojnie, to jeszcze ranek. Senny początek dnia i kawa z kardamonem na. Kardamon zbawienie działa na ból głowy i delikatnie orzeźwia. Miarowe stukanie w table w Monsoon Malabar w wykonaniu Bombay Dub Orchestra brzmi jak krople deszczu uderzające o przednią szybę samochodu. Taki dzień zaczyna się o 15, mamy na wszystko czas, jeszcze zdążymy odpisać na zaległe e-maile, zrzucić zdjęcia do komputera, pójść na spacer, nastawić pranie, poleżeć z książką. I już jest ciemno, już znowu jest noc, ale jak bardzo inna od tej poprzedniej.




Na składance Weekend in Bombay. jest wersja bardziej elektroniczna, niż ta powyżej. Płyta bardzo przyjemna, z nienajgorzej dobranymi utworami, co jest miłą odmianą w morzu różnych muzycznych składanek w stylu "Lazy Hours". Choć nie brakuje na tej płycie też smętnych bollywoodzkich podkładów, rzewnych zawodzeń kobiecych, zranionych głosów i tęsknych brzmień cymbałek, które wrzucam do folderu nazwanego NUDA. Tak, jak 8-letni chłopcy, którzy do takiego własnie wzgardzonego folderu wrzucali w tegoroczną noc wigilijną wszystkie inne prezenty, które nie były PSP.

5 komentarzy:

BLUE pisze...

Oczywicie bardzo Mikołajowi dziękuję za ten prezent:) I jeszcze innemu Mikołajowi (spod innej choinki) też - za prześliczną haftowaną torebeczkę wprost z IndiaShop:)

matylda_ab pisze...

Nigdy nie słuchałam TAKIEJ muzyki, ale ten kawałek mnie oczarował. I pod wpływem CIEBIE właśnie zamówiłam tą płytę! Ha ha ;) A po "Majtreji" to również sięgnęłam m. in. dzięki Tobie, o czym właśnie w komentarzu u siebie doniosłam. ;)

BLUE pisze...

Ho ho ho, rumienię się troszkę, będąc Twoja inspiracją, Matyldo;)

magamara pisze...

Slucham w pracy - mozna zupelnie odplynac :))

A lubisz indyjskie wstawki u Dead Can Dance?

BLUE pisze...

@maga: prawda? i to bez marihuany;)
Nie mogę powiedzieć, że jestem wielką fanką DCD raczej. Ale po Twoim pytaniu posłuchałam i...nadal nie mogę powiedzieć, że jestem fanką DCD. Tzn. lubię en general, ale momentami ich muzyka jest zbyt hipnotyzująca, a zdecydowanie wolę rytmy energetyzujące, niż wprowadzające w stany letargiczne:)