Gdy znajoma z FB zobaczyła jedno z powyższych zdjęć, zdziwiła się, że znowu jestem w Indiach. Pomarańczowo-rdzawa ziemia, kamieniste wybrzeża, dużo kolorów - błękitów i niebieskiego. Jak w Indiach. Jest tu też wielu Indusów, którym odpowiada wietrzno-pustynny klimat - pracują w restauracjach indyjskich, które spotkać tu można na każdym skrzyżowaniu większego miasta, siedzą w budkach RENT A CAR, sprzedają indyjskie spodnie-szarawary, których w istocie żadna Induska nie założy, a które powstają tylko dla turystek. Indyjska bhangra energetyzująco płynie z głośników w recepcjach hotelowych. Mekka amatorów KITE-u, pięknych surferów i ich opalonych dziewczyn, podstarzałych hipisów i angielskich rodzin z dziećmi. Koraliki, rzemyki, uśmiechy, dżen dobry jak sie masz, daktyle lecące z palm. Czasem mocno wieje. To właśnie znaczy nazwa wyspy, z której właśnie wróciliśmy: Fuerteventura.
środa, 28 stycznia 2015
Jak w Indiach
Gdy znajoma z FB zobaczyła jedno z powyższych zdjęć, zdziwiła się, że znowu jestem w Indiach. Pomarańczowo-rdzawa ziemia, kamieniste wybrzeża, dużo kolorów - błękitów i niebieskiego. Jak w Indiach. Jest tu też wielu Indusów, którym odpowiada wietrzno-pustynny klimat - pracują w restauracjach indyjskich, które spotkać tu można na każdym skrzyżowaniu większego miasta, siedzą w budkach RENT A CAR, sprzedają indyjskie spodnie-szarawary, których w istocie żadna Induska nie założy, a które powstają tylko dla turystek. Indyjska bhangra energetyzująco płynie z głośników w recepcjach hotelowych. Mekka amatorów KITE-u, pięknych surferów i ich opalonych dziewczyn, podstarzałych hipisów i angielskich rodzin z dziećmi. Koraliki, rzemyki, uśmiechy, dżen dobry jak sie masz, daktyle lecące z palm. Czasem mocno wieje. To właśnie znaczy nazwa wyspy, z której właśnie wróciliśmy: Fuerteventura.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz